czwartek, 30 lipca 2009

Będę uciekał na Tour de Pologne

Z Marcinem Sapą rozmawia Piotr Kurek 

- Startował pan po raz pierwszy w Tour de France. Jak pan odbiera tegoroczną Wielką Pętlę? 
- No cóż, zaproszenie do startu w tegorocznym Tour de France przyszło do mnie nieomalże w ostatniej chwili, na kilka dni przed jego rozpoczęciem. Nie spodziewałem się tego powołania, ale kiedy już rozpocząłem jazdę w teamie Lampre - myślałem o tym, by dać radę: by skończyć największy wyścig świata, by dotrwać do końca. Udało mi się to, z czego się cieszę. Chociaż, czego nie ukrywam, na początku miałem wątpliwości, czy potrafię dojechać do Paryża - na metę ostatniego etapu na Polach Elizejskich. Tej pewności, że tak będzie, nabrałem po dwóch tygodniach jazdy. Zdobyłem przez trzy tygodnie, jako kolarz, bezcenne doświadczenie.

- Z jaką prędkością zjeżdżał pan z gór podczas Tour de France?
- Kiedy spojrzałem na swój GPS nie wierzyłem oczom, ale zapis był wiarygodny i czytelny: 115 km na godzinę. Taka prędkość była możliwa na dobrych francuskich drogach - bez dziur, na asfalcie niosącym kolarza szybko w przód. Zjeżdża się z tak dużymi prędkościami, bez hamowania, niejako w ciemno, wierząc organizatorom, że ich oznakowanie trasy jest bezbłędne, czytelne.

- Start w Tour de France to jazda po Francji, która pokazuje swą najładnieszą twarz?
- Kiedy jedzie się w peletonie najlepszych kolarzy świata, a takim wyścigiem jest Tour de France, nie ma specjalnie okazji i możliwości, by się napawać widokiem pięknych gór, dolin i wiejskich krajobrazów. Na podjazdach myśli się o jak najszybszym wspinaniu, przy zjeździe koncentrowałem się na tym, by szybko pędzić w dół i się przypadkiem nie przewrócić. To nie jest turystyczna wyprawa, tylko wyścig najlepszych kolarzy świata.

- Trzy tygodnie jazdy w Tour de France, w tym także obok Lance'a Armstronga - siedmiokrotnego triumfatora Wielkiej Pętli, to wielkie przeżycie?
- Sapa i Armstrong - dwaj kolarze. Ja z Polski reprezentujący włoski team Lampre i Amerykanin z kazachskiej grupy Astana, którego nazwisko znają nie tylko fani kolarstwa. Jechaliśmy od początku do końca wyścigu. Ja ukończyłem Wielką Pętlę, Lance był trzeci w klasyfikacji generalnej. Na ostatnim etapie piłem szampana, kiedy kolarze Astany zaczęli świętować zwycięstwo Hiszpana Alberto Contadora.

- Jaki fragment trasy Tour de France był najtrudniejszy, czy wjazd na Mount Ventoux?
- Oj, ciężko było. To była najtrudniejsza góra na wyścigu. Najgorsze było pierwsze 7-8 kilometrów podjazdu. Ale trudny był także szesnasty etap, gdy po starcie trzeba było prawie 40 kilometrów jechać pod górę.

- Ukończyl pan Tour de France. Jak mógłby pan opisać swą radość z tego powodu?
- Ukończyłem największy wyścig świata. To cieszy i raduje moje serce. Moja jazda i dwie ucieczki spodobały się kolegom i szefom teamu Lampre.

- Czy zatem szansa na przedłużenie kontraktu z Lampre jest obecnie duża?
- Wydaje się, że ekipa Lampre jest bardzo zadowolona z mojej postawy od początku sezonu. Nie jestem kolarzem, który jeździ biernie w peletonie. Uciekając, próbuję walczyć na wyścigach. To dla mnie jedyny sposób na zwycięstwo, czy na wysokie miejsce na etapie. Uciekałem w tym roku w wielu wyścigach, dałem się poznać nie tylko swym kolegom i szefom. Nic nie wskazuje na to żeby grupa Lampre nie była zainteresowana dalszą współpracą ze mną ale czas pokaże...

- 26 lipca zakończył się Tour de France, dzień później był pan w kraju.
- Tak, 27 lipca wylądowałem na poznańskiej Ławicy. W poniedziałek i wtorek odpoczywałem w Poznaniu, w środę pojechałem do rodziców - do Romanowa, którzy mnie bardzo gościnnie i serdecznie powitali. Byli bardzo zadowoleni, że było o mnie głośno.

- Jak mieszkańcy Romanowa odebrali pański start w Tour de France?
- Wiem, że cieszyli się z mego udziału w największym wyścigu kolarskim świata, dopingowali mnie, okazywali także szczere wyrazy sympatii wobec mnie moim rodzicom. Same zaś Romanowo doznało z tej okazji naturalnej promocji i medialnego nagłośnienia.

- 2 lipca rusza 66. Tour de Pologne. I grupa Lampre startuje z największymi nazwiskami w swym składzie.
- Tak, to prawda. Liderem Lampre na Tour de Pologne będzie Alessandro Ballan - aktualny mistrz świata. Obok niego pojadę ja i sześciu innych dobrych kolarzy: Marzio Bruseghin, Witalij Buc, Angelo Furlan, Francesco Gavazzi, David Loosli i Manuele Mori. Grupa Lampre chce się dobrze zaprezentować w tegorocznym Tour de Pologne i być może jeden z jej kolarzy w Krakowie okaże się jego zwycięzcą.

- Tegoroczny Tour de Pologne, jak przed rokiem, przebiegać będzie drogami Polski północno-wschodniej. Gdzie będzie pan szukał dla siebie możliwości ucieczki?
- Na pewno nie na pierwszym etapie - podczas kryterium po ulicach Warszawy. Ale od drugiego do piątego etapu nie wykluczam swych śmiałych akcji, może solowych ucieczek, choć zależeć będzie to także od decyzji dyrektora sportowego teamu Lampre. Nie będę przesadzał, ale pragnę zawalczyć o miano najaktywniejszego kolarza Tour de Pologne.

żródło: kurek-rowery.pl

foto: Paweł Urbaniak

poniedziałek, 27 lipca 2009

Fotki z TdF

Nie wierzyłem, że uda mi się ukończyć TdF

Marcin Sapa, kolarz Lampre, był jedynym polskim zawodnikiem w peletonie podczas tegorocznego Tour de France.  
Udało się dojechać do Paryża.
- No tak, choć szczerze mówiąc, nie wierzyłem na starcie, że uda mi się ukończyć ten wyścig. Przecież debiutowałem w imprezie kolarskiej, która trwa aż trzy tygodnie. To tak długi wyścig, że właściwie nie bardzo pamięta się jego początek. Wszyscy mają dosyć makaronów. Przecież w ciągu całego wyścigu jadłem z nim ponad 40 posiłków. Na razie nie mogę na niego patrzeć.
Jak wygląda kolarska dieta podczas takiego wyścigu? 
- Rano zazwyczaj jemy jakieś muesli, makarony, albo dżemy i bagietki, a wieczorem makaron z mięsem. Makaron dla kolarza to podstawowe źródło węglowodanów.
Góry nie były zatem takie straszne
- Myślałem, że będzie gorzej.
A Mont Ventoux nie dało się we znaki? 
- Oj, ciężko było. To była najtrudniejsza góra na wyścigu. Najgorsze było pierwsze 7-8 kilometrów podjazdu.
Przytrafiły się panu podczas Tour de France momenty kryzysowe?
- Najgorzej było chyba pod Mont Ventoux. Trochę za późno zjadłem batony energetyczne i miałem wielki kryzys na początku podjazdu.
A czy była taka chwila, że czuł się pan naprawdę mocny? 
- Tak. To było podczas mojej drugiej ucieczki. Dobrze się czułem. Kiedy peleton zaczął nas już mocno gonić, czułem, że jest naprawdę dobrze. Zabrakło jednak trochę i nie dojechaliśmy do mety na czele.
Co panu dał start w Tour de France?
- Na pewno jestem bogatszy o doświadczenia. Gdybym jeszcze kiedyś raz miał okazję wystartować w tak dużym wyścigu, będę wiedział, by trochę inaczej gospodarować siłami. Na pewno też inaczej przeprowadziłbym przygotowania.
Szefowie ekipy zadowoleni z pana występu? 
- Ekipa jest bardzo zadowolona z mojej postawy od początku sezonu. Nie jestem kolarzem, który jeździ biernie w peletonie. Uciekając, próbuję walczyć na wyścigach. To dla mnie jedyny sposób na zwycięstwo, czy na wysokie miejsce na etapie.
Przyjemnie było zatem wjeżdżać do Paryża? 
- Nawet bardzo. Atmosfera wspaniała, mnóstwo kibiców. No i jednak Pola Elizejskie robią ogromne wrażenie.
Kolarze Astany poczęstowali szampanem? 
- Tak, na początku etapu otworzyli szampana i w ten sposób zaczęli świętowanie zwycięstwa Alberto Contadora.
Jakie najbliższe plany? 
- Wracam teraz do domu. Pewnie zajrzę do sadu, bo na więcej nie będzie czasu. Chcę się trochę wyciszyć, odpocząć. Już w sobotę po południu lecę na Tour de Pologne, który rusza w niedzielę.
Odpoczynku nie będzie zbyt wiele. Można w tak krótkim czasie zregenerować siły po tak ciężkim wyścigu? 
- Nie tak do końca, ale myślę, że będzie nieźle. W niedzielę rano dowiedziałem się jeszcze, że zaraz po Tour de Pologne jadę na Eneco Tour. To kolejny ciężki wyścig, po którym sezon już się dla mnie właściwie zakończy.
Czy Lampre przedłuży z panem kontrakt? 
- Myślę, że tak. Wszystko jest na dobrej drodze. Sprawa powinna się wyjaśnić albo podczas Tour de Pologne, albo zaraz po tym wyścigu. Myślę, że najpóźniej na początku września powinien podpisać nowy kontrakt.

Tomasz Kalemba, sport.onet.pl,  foto: corvospro 

piątek, 24 lipca 2009

Czterdzieści stopni i gorący wiat

Witam! Dziś o dziwo samopoczucie niezłe, od startu oczywiście ogień w peletonie i w powietrzu, czterdzieści stopni i gorący wiatr! Pod koniec goniliśmy ucieczkę, Ballan atakował na ostatnim podjeździe ale się nie udało, pocieszające jest to, że jeszcze tyko dwa etapy.

foto: corvospro 

czwartek, 23 lipca 2009

Dziś miałem jechać spokojnie

Witam! Dziś miałem  jechać spokojnie ale to w końcu Tour de France, samopoczucie od startu nie złe więc się sprężyłem i znów podjazd 3,5km, co nie jest moją mocną stroną, jakoś się wtoczyłem ale czas nie rewelacyjny. Jutro od startu znów będzie bolało bo 6,5km pod górę, ale to w końcu trzy ostatnie etapy.

foto: corvospro 

środa, 22 lipca 2009

Łatwo nie jest

Witam! Dziś znów rzeź od startu, kraksa na podjeździe i trzydzieści sekund czekania, później grupetto z Cavendishem! Na trzecim zjeździe mała wywrotka, przejechałem po kolarzu który przede mną nie wyrobił zakrętu, później dogoniliśmy dużą grupę w której dojechałem do mety. Łatwo nie jest ale myślę, że do Paryża dojadę!  

foto: corvospro 

wtorek, 21 lipca 2009

Nigdy nie jechałem w takich górach

Marcin Sapa, polski kolarz grupy Lampre, nasz jedynak w Tour de France, dzielnie trwa w peletonie pomimo, że trasa wiedzie przez naprawdę wysokie góry. A nasz zawodnik nie jest jednak specjalistą od jazdy po górach.
 
Wtorkowy, 16. już etap Tour de France, był bardzo ciężki. Jechał już pan kiedyś w tak wysokich górach?
- Nie. To są najwyższe podjazdy, po jakich jeździłem. Na górze było bardzo zimno. Wszędzie wokół leżał śnieg. W środę jednak będzie jeszcze cięższy etap.
Karuzela transferowa

Podczas ostatniego zjazdu poważny wypadek miał Niemiec Jens Voigt. Kiedy pan zjeżdżał z tej góry zawodnikiem tym zajmowały się jeszcze służby medyczne? 
- Nie już nie było nikogo. Wypadek ten widzieliśmy dopiero w telewizyjnych powtórkach. Droga była jednak przygotowana perfekcyjnie. Nie było szutru. Właściwie jest idealnie i na zjazdach idziemy w ciemno. Nie ma możliwości, żeby wpaść w jakąś dziurę, bo ich po prostu nie ma. Nie jechałem jeszcze na wyścigu, gdzie trasy byłyby przygotowane lepiej. Można trafić jednak na taki moment, kiedy sięga się do kieszeni po batonik, albo po bidon można wpaść na jakiś drobny uskok albo muldę. I wtedy dochodzi do wywrotki.

Ma pan już za sobą dwa tygodnie ciężkiego wyścigu. Czy stać będzie pana jeszcze na jakiś zryw w ostatnich dniach imprezy?
- Jeżeli już, to być może w piątek, Ale nie gwarantuję, bo już naprawdę czuję ten wyścig w nogach.

Rozmawiał - Tomasz Kalemba, sport.onet.pl, foto: corvospro 

Tylko dwie „górki"

Dziś znów rzeź od startu, tylko dwie „górki” ale 50km podjazdu! Przyjechałem w grupce z Cavendishem, zmęczenie coraz większe a jutro najcięższy etap, może uda się przeżyć.

foto: corvospro

Jabłonie jeszcze poczekają

Marcin Sapa, jedyny polski kolarz w Tour de France o największym wyścigu, nagłym zakręcie kariery i sadzie koło Konina

Rz: Jak pan przeżył górski etap do Verbier?
Marcin Sapa: Łatwo nie było. Takie etapy, które wydają się płaskie, z premiami górskimi trzeciej czy drugiej kategorii, w pofałdowanym terenie, są najcięższe. Niedzielny etap już chyba wyjaśnił, kto wygra w Paryżu. Myślę, że Alberto Contador.

Ukończy pan wyścig? Byłby pan ósmym Polakiem, który w debiucie dojechał do mety Tour de France, z 13, którzy startowali w Wielkiej Pętli w ostatnim ćwierćwieczu.
Jeśli nic się nie wydarzy, powinno się udać. Na razie czuję się dobrze. Trochę mnie pobolewało ścięgno pod kolanem, ale masażyści zrobili swoje. 

Myślał pan kiedykolwiek, że wystartuje w Tour de France?
W polskich realiach wydawało się to niemożliwe. Moje życie nagle się zmieniło, gdy w ubiegłym roku zdobyłem tytuł mistrza kraju. Szczerze mówiąc, planowałem już zakończenie kariery, bo generalnie w polskim kolarstwie nie ma żadnej przyszłości. Ale zdobyłem mistrzostwo, wygrałem dwa dosyć duże krajowe wyścigi – Mazovia Tour i Małopolski Wyścig Górski. No i pojechałem w reprezentacji w Tour de Pologne, gdzie byłem najaktywniejszym kolarzem. Dyrektor wyścigu Czesław Lang powiedział wtedy: „Trzeba jakoś chłopakowi pomóc”. Nie ukrywam, że to dzięki jego poparciu podpisałem kontrakt z grupą Lampre. Faktem jest, że jej dyrektorzy widzieli, jak w trakcie Tour de Pologne uciekałem niemal cały czas. Stwierdzili, że jestem jedynym Polakiem, któremu chce się ścigać. 

Filmowy zwrot w karierze. Praca i waleczność zaowocowały awansem do elity, czyli grupy Pro Tour. Jak dziś oceniają pana szefowie Lampre?
Na razie są bardzo zadowoleni. Wszystko wskazuje, że przedłużę kontrakt na przyszły sezon. Minimalna gaża w grupie Pro Tour to 40 tysięcy euro brutto za sezon i taką mam zagwarantowaną. Myślę, że teraz to dobra kwota wyjściowa. Decyzja powinna zapaść na początku września. 

Wcześniej wystartuje pan w Tour de Pologne (2 – 8 sierpnia). Czy inni uczestnicy Tour de France wybierają się na wyścig do Polski?
Wiem tylko, że z mojej drużyny na starcie w Warszawie na pewno staną aktualny mistrz świata Alessandro Ballan, Marzio Bruseghin i Angelo Furlan.

Pamiętamy pana długie ucieczki w Tour de France, szczególnie tę na XI etapie do Saint-Fardeau, gdy wraz z Belgiem Johanem Van Summerenem jechał pan na czele ponad 163 km i został doścignięty przez peleton dopiero 5 km przed metą. Pan ukończył etap 29 sekund za peletonem. Towarzysz ucieczki był tak wyczerpany, że przyjechał na metę przedostatni, ze stratą 3.37 min. Jednak to Van Summerenowi przyznano nagrodę dla najbardziej walecznego kolarza na etapie...
Jeśli już ucieczka dojdzie do skutku, czerwony numer dostaje zawodnik, który pierwszy zainicjował akcję, a to właśnie Belg zaatakował. Ja do niego doskoczyłem i potem razem uciekaliśmy. Równo pracowaliśmy, ale po ostatniej górskiej premii, gdy peleton gonił bardziej zdecydowanie i musieliśmy jeszcze wzmocnić tempo, on już nie miał sił. Wykonałem wtedy chyba 80 procent roboty w czołówce. 

Pseudonim Moto Sapa zobowiązuje. Dziś jest pan zawodowym kolarzem jednej z czołowych grup na świecie, a jeszcze niedawno wiązał pan przyszłość z hodowlą jabłoni...
Mam gospodarstwo, można powiedzieć, rolno-sadownicze, w gminie Sompolno niedaleko Konina, ale teraz za dużo się nim nie zajmuję. Całą pracę wykonują rodzice. Nie założyłem jeszcze rodziny, ale mam narzeczoną.

Spotyka pan polskich kibiców na Tour de France?
Niewielu. Do tej pory wpadły mi w oko trzy biało-czerwone flagi przy trasie. Ale są Polacy w kolumnie wyścigu. Masażystą Lance’a Armstronga w grupie Astana jest Ryszard Kiełpiński.

Będzie pan jeszcze uciekał?

Wiele okazji nie zostało, bo we wtorek i środę górskie etapy, w czwartek jazda na czas, a w sobotę meta na Mont Ventoux, ale jak będzie dobra noga, jak mówią kolarze, może jeszcze spróbuję. Generalnie nie chciałbym jednak zupełnie się wyeksploatować przed Tour de Pologne. Będzie przecież tylko sześć dni odpoczynku, a bardzo mi zależy na dobrym występie na polskich szosach.

Marek Cegliński/Rzeczpospolita, foto: Roberto Bettini

poniedziałek, 20 lipca 2009

Dziś dzień wolny

Ciao! Dziś dzień wolny, czterdzieści kilometrów przejażdżki, mały odpoczynek przed najtrudniejszym tygodniem, jutro od startu czterdzieści kilometrów pod górę i dwa tysiące metrów przewyższenia.

foto: Roberto Bettini

sobota, 18 lipca 2009

Samopoczucie niezłe

Witam! Dziś etap pod wiatr, więc w grupie jechało się w miarę spokojnie, w momencie ucieczki złapałem gumę i goniłem 15 km. Samopoczucie niezłe, trochę boli przyczep pod kolanem ale mam nadzieję, że to nic poważnego. pozdrawiam!

foto: corvospro

piątek, 17 lipca 2009

Guma na początku najcięższego podjazdu

Witam. Dziś od startu znów ogień aż do czasu ucieczki, cały etap w deszczu, samopoczucie dużo lepsze niż wczoraj ale trochę pechowo bo guma na początku najcięższego podjazdu, dogoniłem ale tylko grupetto. Na szczytach bardzo zimno, bo około pięciu stopni.
foto: corvospro

Marcin Sapa marzy o wygraniu etapu na Tour de Pologne

Marcin Sapa debiutuje w tym roku w Tour de France, a przepustką do tego wyścigu była aktywna jazda na ubiegłorocznym Tour de Pologne, która zaowocowała podpisaniem kontraktu z ekipą Lampre NGC. 33-letni kolarz z Konina już pokazał się na trasie Wielkiej Pętli w długich ucieczkach. Teraz zapowiada, że chce wygrać etap na Tour de Pologne.


Jak jedzie się na trasie Tour de France? - zapytaliśmy Marcina Sapę.
Jestem jak na razie bardzo zadowolony. Atmosfera jest świetna, na formę nie mogę narzekać, ogólnie bardzo dobrze się czuję. Cieszę się, że mam okazję wystąpić i pokazać się na trasie najbardziej prestiżowego wyścigu na świecie.

Na razie pana ucieczki nie zakończyły się powodzeniem.
Co zrobić - nie zawsze ucieczka się udaje. Zapewniam jednak, że jeśli starczy sił, to spróbuję jeszcze zaatakować. Już nie w tym tygodniu, ale po weekendzie. A jeśli zabraknie sił, to będę chciał po prostu dojechać do mety.

O ucieczki będzie chyba trudniej, bo wyścig powoli wkracza w decydującą fazę.
To prawda. Dyrektorzy każą już zawodnikom atakować. Na wczorajszym etapie co chwilę były jakieś skoki i pogonie, dopiero na 80 km poszła ucieczka.

Mimo wszystko chce pan spróbować jeszcze raz.
Na razie chcę odpocząć po ostatniej ucieczce. Koszt takiej jazdy jest bardzo duży, nogi bolą przez trzy dni. Wszystko zależy od tego, jak się będę czuł.

W czwartek jest etap jazdy indywidualnej na czas. Będzie chciał pan powalczyć?
Raczej potraktuję czasówkę spokojnie. I tak nie mam już szans na znaczący wynik w klasyfikacji generalnej. Więc wolę jeszcze raz spróbować ucieczki, niż walczyć na całego podczas czasówki.

Po zakończeniu Wielkiej Pętli startuje pan w Tour de Pologne.

Mam takie marzenie, aby wygrać przynajmniej jeden etap. W ubiegłym roku się nie udało, chociaż próbowałem w ucieczkach. Cieszę się bardzo, że będę miał okazję pokazać się polskim kibicom. W najgorszym przypadku chciałbym stanąć na podium.

źródło: tourdepologne

foto. Paweł Urbaniak

środa, 15 lipca 2009

"MotoSapa"

Kiedyś się uda

Witam! Dziś samopoczucie bardzo dobre ale znów trochę zabrakło, lecz mnie to nie zniechęca, kiedyś się uda! Znów czeka mnie kilka ciężkich etapów, trzeba będzie zapłacić za ucieczkę! Pozdrawiam moich wiernych kibiców!

foto: corvospro 

Jutro też wam uciekniemy

Jaki jest Pana ulubiony cytat z "Seksmisji"?
"Jutro też wam uciekniemy".

A kiedy Pan znów ucieknie peletonowi na Tour de France?
Zbierałem siły. Raz odjechałem na piątym etapie. Potem trzy dni dochodziłem do siebie. W poniedziałek była jednak przerwa w Wielkiej Pętli. We wtorek spokojna wycieczka 180-kilometrowa, bo peleton strajkował z powodu zakazu używania łączności radiowej. W nogach czuję już wystarczającą moc, by znów zaatakować.

Kiedy?

Mam nadzieję, że w środę albo czwartek. Coraz trudniej się teraz odjeżdża, trzeba bardzo dokładnie zaplanować atak.

Co się zmieniło?
Chętnych do odjazdów jest coraz więcej, a grupy walczące o klasyfikację generalną mocno pilnują, by takie grupki nie były zbyt liczne. Im więcej ludzi w ucieczce, tym większa szansa, że dojedzie się do mety. Nie sztuką jest się więc oderwać od głównej stawki. Trzeba zrobić to z możliwie najmniejszym towarzystwem. Jeśli mam być widoczny na trasie, razem ze mną nie może być więcej niż czterech, pięciu kolarzy.

Uciekanie to Pana jedyne zadanie w ekipie Lampre?
Na początku musiałem pomagać Marzio Bruseghinowi, który miał kłopoty ze zdrowiem. Teraz ekipa liczy, że niebawem urwę się peletonowi, a w górach mam być blisko Aleksandro Ballana.

Peleton planuje kolejne strajki?

Nie, chociaż radia przelały czarę goryczy. Jeden dzień protestu wystarczy. Kolarze chcą po prostu, by bardziej się z nimi liczono. Nie powinno się w trakcie wyścigu zmieniać reguł i eksperymentować z odcinaniem nas od informacji z samochodów technicznych. Wielu ludzi ma też dosyć nagonki antydopingowej. Wprowadzony został na przykład system ADAMS. Musimy wpisywać miejsce swojego pobytu i nie można się od niego oddalić na dłużej niż dwie godziny. Jestem jak więzień na przepustce, a nie wolny człowiek. Trzeba jednak zacisnąć zęby i jechać dalej. No i uciekać.

źródło:
Oskar Berezowski/polskatimes.pl
foto: corvospro


wtorek, 14 lipca 2009

Strajk

Witam! dziś był strajk z powodu zakazu używania radia przez kolarzy (wydany przez UCI) . Peleton puścił ucieczkę kolarzy których dyrektorzy nie przystąpili do strajku i trzymał ja na ok 2min. Ściganie rozpoczęło się na 20km przed metą, na finiszu ciasno, kręto i niebezpiecznie. 

Samopoczucie niezłe, jutro lub po jutrze spróbuje uciekać ale jest coraz trudniej bo coraz więcej kolarzy ma straty i też chce uciekać!

foto: corvospro 

niedziela, 12 lipca 2009

Dziś dobre samopoczucie

... pierwszy podjazd w pierwszej grupie na drugim trochę brakło, ale przyjechałem w drugiej grupie z Cancellarą ze stratą do Fedrigo 18min! 

Trochę dokucza temperatura, od pierwszego etapu wciąż powyżej trzydziestu stopni. Za chwilę lecimy samolotem do Limognes jutro dzień wolny i od wtorku druga cześć wyścigu.

foto: corvospro 

sobota, 11 lipca 2009

Rzeź od startu

Dziś od startu 23km pod górę, więc rzeź od startu! Dość szybko stworzyło się duże grupetto. Pod górę jechaliśmy spokojnie a na zjazdach i po płaskim mocno. 

Strata do zwycięzcy 23min, myślę, że w granicach przyzwoitości. Jutro jeszcze górski etap i w poniedziałek dzień wolny. Samopoczucie średnie jak wczoraj! Pozdrawiam


foto: corvospro

piątek, 10 lipca 2009

Dziś od startu gaz

Witam! Dziś od startu gaz, do czasu kiedy utworzyła się ucieczka, później trochę spokojniej ale nie na długo bo dość mocno zaczęła gonić Astana. Ostatniego podjazdu nie komentuje bo nie widziałem! Od startu ciężko, nadal płacę za ucieczkę, ale lepiej niż wczoraj na koniec, to znaczy grupetto by nie tracić sił. Jutro też ciężko, od startu ciężka góra kilkanaście kilometrów.

foto: corvospro

środa, 8 lipca 2009

Marcin ucieka

Polski bohater: będę znowu uciekał, w końcu musi się udać

Marcin Sapa, polski jedynak w tegorocznym Tour de France, był bohaterem wszystkich środowych serwisów sportowych w naszym kraju. Kolarz Lampre uciekał przez blisko 200 kilometrów - tak jak zapowiadał na stronach Onet.pl - ale ostatecznie został wchłonięty przez peleton.
Ucieczka jednak powiodła się, bowiem przed rozpędzonym peletonem linię mety minął Francuz Thomas Voeckler (Bouygues Telecom).

Dotrzymał pan danego słowa i faktycznie zaatakował na piątym etapie.
- (śmiech) Tak wyszło, że udało się.
Gazetka

Wie pan o tym, że był bohaterem serwisów sportowych w Polsce w środę?
- Bardzo miło mi to słyszeć.

Ciężko było zapewne? Długa ucieczka i skuteczna. Wprawdzie pan przyjechał w peletonie, ale kolega z ucieczki (Thomas Voeckler - przyp. red.) jako pierwszy minął linię mety.
- Powiem szczerze, że zaskoczony jestem tą rozgrywką na końcu etapu. Nic nie wskazywało bowiem na to, że ta ucieczka może mieć powodzenie. Na ostatnich kilometrach pracowałem naprawdę mocno i dlatego też brakło tych sił na końcówce. Ostro wziąłem się za robotę w tej ucieczce, bo chciałem, żeby ten peleton dogonił nas nie na 30 kilometrów przed metą, a powiedzmy na 15 kilometrów przed "kreską". Kiedy mieliśmy 30 km do mety nasza przewaga wynosiła bodajże 40 sekund, ale mieliśmy jeszcze przed sobą zakręt w prawo i ponad 20 km pod wiatr. Naprawdę nic nie wskazywało na to, że ta ucieczka może mieć jakieś szanse powodzenia. Sądziłem, że peleton trzyma nas na tak małą przewagę, by w każdej chwili nas dogonić. Losy potoczyły się jednak inaczej. Zawodnicy "rozjechali się", jak to się mówi po kolarsku, w peletonie. Przestali gonić, a później mieli bardzo ciężko dojść naszą ucieczkę. Wykorzystał to doświadczony kolarz Thomas Voeckler. Zachował najwięcej sił na koniec i wygrał.

Kiedy zobaczyłem skład ucieczki, to powiedziałem do kolegów, że dojedziecie do mety. Był nawet zakład o whisky.
- Będę powtarzał to jak mantrę. Nie spodziewałem się, że ta ucieczka dojedzie do mety, bo wiedziałem, jak wygląda trasa tego etapu. Wiedziałem, że będzie coraz ciężej wraz ze zbliżaniem się do mety, bo odbijaliśmy coraz bardziej w prawo, co oznaczało jazdę pod wiatr. W takiej sytuacji, po tak długiej ucieczce, zaczyna brakować sił w nogach. Peleton zazwyczaj w takich sytuacjach dodaje gazu i niweluje tę przewagę. Tym razem stało się jednak trochę inaczej.

Ma pan trochę żal do kolegów z ucieczki, że kiedy schodził pan z mocnej zmiany, dali nogę i wyrwali do przodu?
- Powiem szczerze, że dało się odczuć w tej ucieczce, że Francuzi, których było trzech, ustalali jakąś taktykę. To jest jednak Tour de France. Wiadomo, że gdyby podobna sytuacja zdarzyła się na Tour de Pologne, to pewnie też byśmy między sobą ustalili, jak mają wyglądać ostatnie kilometry. Sądzę, że zbyt wcześnie wyrwał się Rosjanin Michaił Ignatiew. Gdyby taki rozpoczęły się na około dwa kilometry do mety, myślę, że byłaby szansa dojechania całej naszej grupy.

Teraz zbliżają się Piereneje. Trzeba będzie zatem uważać, by nie przekroczyć limitów czasowych.
- Będę jechał jak najbardziej ekonomicznie. Chodzi o to, by nie przekroczyć limitu czasowego. W książce wyścigu mamy rozpisane wszystkie etapy i wiemy, ile na każdym etapie możemy stracić do zwycięzcy. Zapewne kolejny atak przypuszczę w przyszłym tygodniu, kiedy zjedziemy z gór. Teraz udało się mi uciec zgodnie z zapowiedzią, ale nie obiecuję, że następnym razem też tak będzie. Na pewno nie poddaję się i będę próbował kolejnych ucieczek. Właściwie zrobiłem to, co miałem zrobić. Uciekałem, wygrałem dwie lotne premie i chyba wszyscy są zadowoleni.

Za wygranie lotnych premii zarobił pan nieco euro.
- Tak, ale wiadomo, że nie są to jakieś duże pieniądze. Wszystko widzie do jednego wora i potem dzielimy to na wszystkich zawodników w drużynie. Ale zawsze to coś.

Podczas tego etapu przekroczył pan 1000 kilometrów ucieczek w tym roku.
- Zgadza się. Tysiąc kilometrów ucieczek mam już w nogach. Na piątym etapie Tour de France brakło rzeczywiście bardzo niewiele, bo zaledwie kilometr do mety. Na pewno będę próbował dalej. Kiedyś musi się udać.

Kierownictwo i koledzy z drużyny chwalili?
- Tak oczywiście. W końcu zrobiłem to, co miałem zrobić. Troszeczkę brakło na koniec - może szczęścia, ale co zrobić. Może uda się kolejnym razem.

Rozmawiał - Tomasz Kalemba, sport.onet.pl

foto: Roberto Bettini

Wielki etap Marcina Sapy! Zabrakło tak niewiele...

Marcin Sapa był najbardziej aktywnym kolarzem na trasie 5. etapu Tour de France. Zawodnik Lampre razem z pięcioma kolegami uciekał przez niemal 195 km. Do etapowego triumfu zabrakło niewiele, dał się zaskoczyć rywalom dopiero na 5 km przed metą. Wygrał Francuz Thomas Voeckler.

Polscy kibice mogą być w pełni usatysfakcjonowani. Marcin Sapa pokazał się na piątym etapie Tour de France ze znakomitej strony. To był ten sam Sapa, którego pamiętaliśmy z wielu etapów zeszłorocznego Tour de Pologne. Polak był aktywny, agresywny i skłonny do uczestniczenia w najbardziej brawurowych akcjach.

Zwyżkę formy Sapy mogliśmy zauważyć już na wczorajszej czasówce, kiedy to dojechał do mety z najlepszymi zawodnikami Lampre. Przed dzisiejszym etapem Polak zapowiadał walkę "na całego". Obiecał zaatakować jeszcze przed Pirenejami i słowa dotrzymał.

Tuż po starcie do ataku rzuciła się trójka kolarzy. W ucieczce znaleźli się Anthony Geslin (Française des Jeux), Marcin Sapa (Lampre) i Thomas Voeckler (BBOX Bouygues Telecom). Chwilę później skoczyli za nimi Jewgienij Hutarovicz (Française des Jeux), Michaił Ignatjew (Katiusza) i Albert Timmer (Skil-Shimano). Po kilku minutach obie grupki połączyły się, by stworzyć ucieczkę, która przez cały etap pozostawał na czele wyścigu.

Najwyższą przewagę nad peletonem uciekinierzy osiągnęli 160 km przed metą - 9 minut i 35 sekund. Wielka w tym zasługa Marcina Sapy, który najmocniej pracował spośród uciekinierów. Polak triumfował także na dwóch lotnych premiach, zdobywając łącznie 12 punktów do klasyfikacji punktowej.

Początkowo wydawało się, że peletonie nie odpuści akcji z udziałem sześciu kolarzy. Bardzo wcześnie do pracy zabrali się zawodnicy grupy Columbia. Na 120 km przed metą przewaga stopniała do 4 minut i 40 sekund. Peleton "zachłyśnięty" swoją siłą postanowił odpocząć.

Powodzeniu ucieczki najbardziej zagrażał mocno wiejący wiatr. Zgodnie z zapowiedziami, najtrudniejszy okazał się odcinek trasy usytuowany na wybrzeżu Morza Śródziemnego. Znów doszło do podziału peletonu na kilka mniejszych grup (podobnie jak na 3. etapie). Tym razem jednak w czołówce znaleźli się wszyscy faworyci do końcowego triumfu w wyścigu. Jazda w takich warunkach mocno zmęczyła sześciu uciekających kolarzy. Na 30 km przed metą ich przewaga stopniała do zaledwie 38 sekund. Peleton był przekonany, że dogoni czołówkę w oka mgnieniu.

Ostatnie kilometry 196,5-km etapu Le Cap d'Adge do Perpignan prowadziły jednak drogami znajdującymi się w głębi lądu. 6-osobowa ucieczka, dzięki znakomitej współpracy, znów zaczęła nadrabiać przewagę. Na 10 km przed metą wynosiła ona jedną minutę i 17 sekund. Szanse powodzenia akcji były bardzo duże.

6 km przed metą na prowadzenie wyszedł Marcin Sapa i była to zmiana bardzo mocna. Polak nie spodziewał się, że współtowarzysze ucieczki będą chcieli wykorzystać jego zmęczenie i zaatakują w momencie zakończenia zmiany. Hutarowicz, Timmer, Ignatjew i Voeckler w tym właśnie momencie nacisnęli mocno na pedały. Sapa i Geslin byli zbyt zmęczeni, by zareagować. Za chwilę atak poprawił Voeckler i już nikt nie zdołał utrzymać mu koła. Francuz samotnie dojechał do mety, rozdając kibicom uśmiechy na ostatnich kilkuset metrach. Drugi linię mety przekroczył Ignatjew, a trzeci był już Cavendishi, który finiszował z peletonu. Pozostali uciekinierzy (w tym Sapa) dojechali do mety z grupą zasadniczą. W momencie, gdy zorientowali się, że nie mają szans na dogonienie Francuza, kompletnie uszło z nich powietrze.

Wielka szkoda, że szefowie grupy Lampre tak rzadko korzystali z usług Polaka w ostatnich kilku tygodniach. Sapa przyjechał do Francji praktycznie bez rytmu wyścigowego. Gdyby nie to, urodzony w Koninie zawodnik mógłby spokojnie powalczyć dzisiaj o triumf etapowy.

źródło: eurosport.pl

foto: Roberto Bettini 

14.38, 72,9km, 5etap

piątek, 3 lipca 2009

Prezentacja grupy Lampre

Pierwszy start w tak wielkim wyścigu

Z jakimi nadziejami wyruszy pan w sobotę z Monte Carlo? 

- Myślę, że dyrektorzy Lampre już znają moje możliwości i jadę na Tour de France po to, by pomagać Alessandro Ballanowi. Będę się starał też uciekać na płaskich etapach. Może w końcu się powiedzie.

To duży zaszczyt pomagać mistrzowie świata.

- Tak oczywiście. Nie przyjechałem na ten wyścig o wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej, ani na górskich etapach, bo moja budowa nie pozwala mi na to, by bardzo dobrze jeździć po górach, ale w peletonie już jestem znany z ucieczek.

No właśnie. Słynie pan z częstych i długich ucieczek. Analizował pan już trasę i wybrał ten najbardziej odpowiedni etap na oderwanie się od peletonu?

- Na pewno będzie to któryś z początkowych etapów. Nie mówię to o drugim dniu ścigania, który jest prowadzony po dość ciężkim terenie, bo wyjeżdżamy z Monte Carlo w góry i mimo, że jest on początkowy, to będzie jednak trudny. Myślę, że najbardziej optymalne dla mnie będą etapy od trzeciego do piątego. Na tych etapach coś będę próbował. To są jednak moje własne założenia, a dopiero odprawy z dyrektorami to ewentualnie potwierdzą. Tak sobie wyliczyłem i wyszło mi, że w tym sezonie, w wyścigach, w których startowałem uciekałem już przez około 900 kilometrów, a to już jest coś. Myślę, że na Tour de France będę próbował jechać w swoim stylu.

Uda się panu przejechać ciężkie górskie etapy i dojechać do mety w Paryżu?

- Na pewno będę robił wszystko, żeby ukończyć ten wyścig. Na Tour de France nikt nie wycofuje się z własnej woli. Ewentualnie wykluczyć z wyścigu może mnie tylko przekroczenie limitu czasowego na jednym z górskich etapów. Na razie jestem pozytywnie nastawiony i w sobotę wyruszę z taką myślą, że dojadę do Paryża.

W ubiegłym roku wywalczył pan mistrzostwo Polski, znakomicie spisywał się w Tour de Pologne. To dało panu przepustkę do wielkiego kolarskiego świata. Myśli pan, że inni polscy kolarze mogą iść w pana ślady?

- Początkiem tego wszystkiego było zdobycie tytułu mistrza Polski. Później wygrałem dwa wyścigi etapowe w Polsce i wreszcie udany start w reprezentacji w Tour de Pologne, kiedy uciekałem cztery dni z rzędu. To zauważyli dyrektorzy grup, m.in. Lampre. Dzięki pomocy Czesława Langa udało mi się podpisać kontrakt z tą grupą. Jestem zadowolony, podobnie jak dyrekcja grupy. Wszystko jest na dobrej drodze i jestem zdania, że takim szlakiem może podążyć wielu naszych zawodników.

Rozmawiał - Tomasz Kalemba, sport.onet.pl

foto: corvospro

środa, 1 lipca 2009

To do mnie jeszcze nie dociera

W poniedziałek około godziny piętnastej zadzwonił mój telefon komórkowy. Po drugiej stronie usłyszałem znajomy głos Fabrizio Bontempiego, jednego z dyrektorów sportowych zawodowej grupy kolarskiej Lampre - mówi Marcin Sapa, kolarz, szosowy mistrz Polski z 2008 roku. – Marcin jedziesz w Tour de France, w tym roku, w podstawowym składzie - takie słowa usłyszałem od człowieka, którego rola w wielkiej rodzinie kolarskiej, jaką jest Lampre, jest nie do przecenienia.

– Powiem krótko, prosto i szczerze. Nie spodziewałem się tego powołania. Byłem w polu zainteresowania dyrektorów sportowych grupy, byłem w dwunastoosobowej kadrze na Tour de France, ale nie sądziłem, że w pierwszym roku startów w Lampre będę reprezentował tą grupę w największym wyścigu kolarskim świata.

– To spadło trochę na mnie, jak grom z jasnego nieba. Fakt, że mam startować w Tour de France do mnie jeszcze nie dociera. Muszę się oswoić z myślą, że przez trzy tygodnie lipca, od 4 do 26 , będę się zmagał z dystansem ponad trzech tysięcy kilometrów i wysokimi górami, konfrontował z najlepszymi kolarzami świata, i że będę wspierał w walce o pierwsze miejsce swych liderów. W pierwszej kolejności Alessandro Ballana, ubiegłorocznego mistrza świata. Od wiosny trochę chorował, teraz wrócił do zdrowia, trenuje, szykuje formę i powinien być w czołówce tegorocznego Tour de France. Pojedzie w tęczowej koszulce aktualnego mistrza świata i ma walczyć o zwycięstwa etapowe. Natomiast Marzio Bruseghin ma walczyć o miejsce w pierwszej piętnastce klasyfikacji generalnej.

– Nasz dziewięcioosobowy zespół na tegoroczny Tour de France tworzą: Włosi - Alessandro Ballan, Marco Bandiera, Marzio Bruseghin, Angelo Furlan, Daniele Righi, Mauro Santambrogio, Simon Spilak (Słowenia), David Loosli (Szwajcaria) i ja.

Marcin Sapa zdobył tytuł szosowego mistrza Polski 2008 roku w Złotoryi. W minioną niedzielę przyjechał do Wielkopolski, by na trasie między Borkiem, Śremem i Dolskiem bronić krajowego championatu. Na dystansie 254 kilometrów zajął 15. miejsce, z tym samym czasem co zwycięzca Krzysztof Jeżowski (CCC Polsat Polkowice).

– Kiedy na początku, w Borku, uciekło pięciu kolarzy, którzy w którymś momencie zyskali przewagę aż prawie 19 minut, polscy szosowcy startujący na Zachodzie (Maciej Paterski, Michał Gołaś, Tomasz Marczyński, Artur Król i ja) postanowili z kilometra na kilometr ją zmniejszyć. Co w efekcie doprowadziło do zlikwidowania ucieczki na drugim kilometrze przed metą i fantastycznego finiszu 40 kolarzy na końcowych metrach.

Marcin Sapa przejechał w tym roku na rowerze około 18 tysięcy kilometrów. Brał udział w prawie 30 wyścigach. Ten lipcowy - Tour de France - będzie dlań najważniejszy w życiu. – 10 lutego tego roku ukończyłem 33 lata, jestem kolarzem od 21 lat. Teraz spełnia się sen mego życia. 4 lipca na rowerze marki Wilier, jak koledzy z Lampre, ruszę na trasę Tour de France. Mam niewiele czasu, by starannie przestudiować trasę, po której pojedziemy.

– W poniedziałek telefon od Bontempiego zastał mnie w moich rodzinnych okolicach, pod Sompolnem. Uradowany i szczęśliwy, zadzwoniłem do kilku życzliwych sobie osób, by poinformować je, że jadę w Tour de France. I później wsiadłem na rower, by treningowo w znanej sobie okolicy pokonać około 60 kilometrów.

W środę Marcin Sapa wyjeżdża z kraju, by przygotować się do swej kolarskiej przygody życia. Przed rokiem w Złotoryi wywalczył tytuł mistrza Polski w wyścigu ze startu wspólnego. To zapewniło mu miejsce w reprezentacji kraju na 65. Tour de Pologne, podczas którego na dystansie prawie 1300 kilometrów uciekał aż ponad 600. Zwrócił na siebie uwagę szefów Lampre, jesienią 2008 podpisał kontrakt i od stycznia tego roku ściga się w znanej włoskiej grupie kolarskiej.

Teraz nadejdzie czas wielkiej próby - trzech tygodni morderczego wysiłku w największym tourze kolarskim świata. Sympatyczny Wielkopolanin liczy na to, że swą postawą na trasie Wielkiej Pętli zyska uznanie i szacunek polskich fanów kolarstwa.

Piotr Kurek

źródło: kurek-rowery

foto: corvospro

Marcin w Tour de France

Marcin Sapa znalazł się w składzie grupy Lampre na rozpoczynający się w najbliższą sobotę Tour de France.

Obok Polaka wystartuje mistrz świata Alessandro Ballan oraz Marzio Bruseghin, który ma za zadanie powalczyć o "top 15" wyścigu. Na finiszach zaprezentuje się Angelo Furlan wspierana przez młodego Słoweńca Simona Spilaka.

Skład uzupełniają Marco Bandiera, Daniele Righi, David Loosli i Mauro Santambrogio.