wtorek, 21 lipca 2009

Jabłonie jeszcze poczekają

Marcin Sapa, jedyny polski kolarz w Tour de France o największym wyścigu, nagłym zakręcie kariery i sadzie koło Konina

Rz: Jak pan przeżył górski etap do Verbier?
Marcin Sapa: Łatwo nie było. Takie etapy, które wydają się płaskie, z premiami górskimi trzeciej czy drugiej kategorii, w pofałdowanym terenie, są najcięższe. Niedzielny etap już chyba wyjaśnił, kto wygra w Paryżu. Myślę, że Alberto Contador.

Ukończy pan wyścig? Byłby pan ósmym Polakiem, który w debiucie dojechał do mety Tour de France, z 13, którzy startowali w Wielkiej Pętli w ostatnim ćwierćwieczu.
Jeśli nic się nie wydarzy, powinno się udać. Na razie czuję się dobrze. Trochę mnie pobolewało ścięgno pod kolanem, ale masażyści zrobili swoje. 

Myślał pan kiedykolwiek, że wystartuje w Tour de France?
W polskich realiach wydawało się to niemożliwe. Moje życie nagle się zmieniło, gdy w ubiegłym roku zdobyłem tytuł mistrza kraju. Szczerze mówiąc, planowałem już zakończenie kariery, bo generalnie w polskim kolarstwie nie ma żadnej przyszłości. Ale zdobyłem mistrzostwo, wygrałem dwa dosyć duże krajowe wyścigi – Mazovia Tour i Małopolski Wyścig Górski. No i pojechałem w reprezentacji w Tour de Pologne, gdzie byłem najaktywniejszym kolarzem. Dyrektor wyścigu Czesław Lang powiedział wtedy: „Trzeba jakoś chłopakowi pomóc”. Nie ukrywam, że to dzięki jego poparciu podpisałem kontrakt z grupą Lampre. Faktem jest, że jej dyrektorzy widzieli, jak w trakcie Tour de Pologne uciekałem niemal cały czas. Stwierdzili, że jestem jedynym Polakiem, któremu chce się ścigać. 

Filmowy zwrot w karierze. Praca i waleczność zaowocowały awansem do elity, czyli grupy Pro Tour. Jak dziś oceniają pana szefowie Lampre?
Na razie są bardzo zadowoleni. Wszystko wskazuje, że przedłużę kontrakt na przyszły sezon. Minimalna gaża w grupie Pro Tour to 40 tysięcy euro brutto za sezon i taką mam zagwarantowaną. Myślę, że teraz to dobra kwota wyjściowa. Decyzja powinna zapaść na początku września. 

Wcześniej wystartuje pan w Tour de Pologne (2 – 8 sierpnia). Czy inni uczestnicy Tour de France wybierają się na wyścig do Polski?
Wiem tylko, że z mojej drużyny na starcie w Warszawie na pewno staną aktualny mistrz świata Alessandro Ballan, Marzio Bruseghin i Angelo Furlan.

Pamiętamy pana długie ucieczki w Tour de France, szczególnie tę na XI etapie do Saint-Fardeau, gdy wraz z Belgiem Johanem Van Summerenem jechał pan na czele ponad 163 km i został doścignięty przez peleton dopiero 5 km przed metą. Pan ukończył etap 29 sekund za peletonem. Towarzysz ucieczki był tak wyczerpany, że przyjechał na metę przedostatni, ze stratą 3.37 min. Jednak to Van Summerenowi przyznano nagrodę dla najbardziej walecznego kolarza na etapie...
Jeśli już ucieczka dojdzie do skutku, czerwony numer dostaje zawodnik, który pierwszy zainicjował akcję, a to właśnie Belg zaatakował. Ja do niego doskoczyłem i potem razem uciekaliśmy. Równo pracowaliśmy, ale po ostatniej górskiej premii, gdy peleton gonił bardziej zdecydowanie i musieliśmy jeszcze wzmocnić tempo, on już nie miał sił. Wykonałem wtedy chyba 80 procent roboty w czołówce. 

Pseudonim Moto Sapa zobowiązuje. Dziś jest pan zawodowym kolarzem jednej z czołowych grup na świecie, a jeszcze niedawno wiązał pan przyszłość z hodowlą jabłoni...
Mam gospodarstwo, można powiedzieć, rolno-sadownicze, w gminie Sompolno niedaleko Konina, ale teraz za dużo się nim nie zajmuję. Całą pracę wykonują rodzice. Nie założyłem jeszcze rodziny, ale mam narzeczoną.

Spotyka pan polskich kibiców na Tour de France?
Niewielu. Do tej pory wpadły mi w oko trzy biało-czerwone flagi przy trasie. Ale są Polacy w kolumnie wyścigu. Masażystą Lance’a Armstronga w grupie Astana jest Ryszard Kiełpiński.

Będzie pan jeszcze uciekał?

Wiele okazji nie zostało, bo we wtorek i środę górskie etapy, w czwartek jazda na czas, a w sobotę meta na Mont Ventoux, ale jak będzie dobra noga, jak mówią kolarze, może jeszcze spróbuję. Generalnie nie chciałbym jednak zupełnie się wyeksploatować przed Tour de Pologne. Będzie przecież tylko sześć dni odpoczynku, a bardzo mi zależy na dobrym występie na polskich szosach.

Marek Cegliński/Rzeczpospolita, foto: Roberto Bettini

1 komentarz:

  1. żałuję ale nie mogę oglądać TdF w telewizji jednak staram się śledzić Pana występy na bieżąco. Mam nadzieję że w TdP pokaże Pan jak się ucieka peletonowi. Powodzenia życzę zarówno w TdF jak i w TdP i wielu udanych ucieczek!
    Pozdro!

    OdpowiedzUsuń