środa, 8 lipca 2009

Wielki etap Marcina Sapy! Zabrakło tak niewiele...

Marcin Sapa był najbardziej aktywnym kolarzem na trasie 5. etapu Tour de France. Zawodnik Lampre razem z pięcioma kolegami uciekał przez niemal 195 km. Do etapowego triumfu zabrakło niewiele, dał się zaskoczyć rywalom dopiero na 5 km przed metą. Wygrał Francuz Thomas Voeckler.

Polscy kibice mogą być w pełni usatysfakcjonowani. Marcin Sapa pokazał się na piątym etapie Tour de France ze znakomitej strony. To był ten sam Sapa, którego pamiętaliśmy z wielu etapów zeszłorocznego Tour de Pologne. Polak był aktywny, agresywny i skłonny do uczestniczenia w najbardziej brawurowych akcjach.

Zwyżkę formy Sapy mogliśmy zauważyć już na wczorajszej czasówce, kiedy to dojechał do mety z najlepszymi zawodnikami Lampre. Przed dzisiejszym etapem Polak zapowiadał walkę "na całego". Obiecał zaatakować jeszcze przed Pirenejami i słowa dotrzymał.

Tuż po starcie do ataku rzuciła się trójka kolarzy. W ucieczce znaleźli się Anthony Geslin (Française des Jeux), Marcin Sapa (Lampre) i Thomas Voeckler (BBOX Bouygues Telecom). Chwilę później skoczyli za nimi Jewgienij Hutarovicz (Française des Jeux), Michaił Ignatjew (Katiusza) i Albert Timmer (Skil-Shimano). Po kilku minutach obie grupki połączyły się, by stworzyć ucieczkę, która przez cały etap pozostawał na czele wyścigu.

Najwyższą przewagę nad peletonem uciekinierzy osiągnęli 160 km przed metą - 9 minut i 35 sekund. Wielka w tym zasługa Marcina Sapy, który najmocniej pracował spośród uciekinierów. Polak triumfował także na dwóch lotnych premiach, zdobywając łącznie 12 punktów do klasyfikacji punktowej.

Początkowo wydawało się, że peletonie nie odpuści akcji z udziałem sześciu kolarzy. Bardzo wcześnie do pracy zabrali się zawodnicy grupy Columbia. Na 120 km przed metą przewaga stopniała do 4 minut i 40 sekund. Peleton "zachłyśnięty" swoją siłą postanowił odpocząć.

Powodzeniu ucieczki najbardziej zagrażał mocno wiejący wiatr. Zgodnie z zapowiedziami, najtrudniejszy okazał się odcinek trasy usytuowany na wybrzeżu Morza Śródziemnego. Znów doszło do podziału peletonu na kilka mniejszych grup (podobnie jak na 3. etapie). Tym razem jednak w czołówce znaleźli się wszyscy faworyci do końcowego triumfu w wyścigu. Jazda w takich warunkach mocno zmęczyła sześciu uciekających kolarzy. Na 30 km przed metą ich przewaga stopniała do zaledwie 38 sekund. Peleton był przekonany, że dogoni czołówkę w oka mgnieniu.

Ostatnie kilometry 196,5-km etapu Le Cap d'Adge do Perpignan prowadziły jednak drogami znajdującymi się w głębi lądu. 6-osobowa ucieczka, dzięki znakomitej współpracy, znów zaczęła nadrabiać przewagę. Na 10 km przed metą wynosiła ona jedną minutę i 17 sekund. Szanse powodzenia akcji były bardzo duże.

6 km przed metą na prowadzenie wyszedł Marcin Sapa i była to zmiana bardzo mocna. Polak nie spodziewał się, że współtowarzysze ucieczki będą chcieli wykorzystać jego zmęczenie i zaatakują w momencie zakończenia zmiany. Hutarowicz, Timmer, Ignatjew i Voeckler w tym właśnie momencie nacisnęli mocno na pedały. Sapa i Geslin byli zbyt zmęczeni, by zareagować. Za chwilę atak poprawił Voeckler i już nikt nie zdołał utrzymać mu koła. Francuz samotnie dojechał do mety, rozdając kibicom uśmiechy na ostatnich kilkuset metrach. Drugi linię mety przekroczył Ignatjew, a trzeci był już Cavendishi, który finiszował z peletonu. Pozostali uciekinierzy (w tym Sapa) dojechali do mety z grupą zasadniczą. W momencie, gdy zorientowali się, że nie mają szans na dogonienie Francuza, kompletnie uszło z nich powietrze.

Wielka szkoda, że szefowie grupy Lampre tak rzadko korzystali z usług Polaka w ostatnich kilku tygodniach. Sapa przyjechał do Francji praktycznie bez rytmu wyścigowego. Gdyby nie to, urodzony w Koninie zawodnik mógłby spokojnie powalczyć dzisiaj o triumf etapowy.

źródło: eurosport.pl

foto: Roberto Bettini 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz